- Poranek w Dorian
- Schodzimy na śniadanie. Za oknem ktoś się głośno awanturuje. Przed destylarnią motłoch z widłami i pałkami skanduje zarzuty przeciw destylarni, jakoby przez ich metody produkcji do Dorian ściągnął potwór - pożeracz koni.
- Kajetan swoim podszeptywaniem próbuje sprowokować burdę. Zamiast tego udaje mu się sprawić, że jeden z osiłków cichcem podrzyna dwóch swoich kamratów.
- {Elf}Kajetan dowiaduje się przy tym, że protest jest opłacany przez kogoś, nie wiemy jednak w dalszym ciągu dlaczego.
- Zapytana kelnerka mówi, że protest trwa już od kilku dni. Podobno tydzień po pojawieniu się potwora, do miasta zjechał ktoś, kto miał się nim zająć.
- Rzeczony jegomość rzekomo wytropił, że potwór wylazł z okolic jeziorka, do którego destylarnia odprowadza swoje nieczystości.
- Protest rozpierzcha się w panice, gdy padają dwa wspomniane wcześniej trupy. Straż jest zdezorientowana i wypytuje nas o zajście.
- Jeden ze strażników rozpoznaje Skovika, na którego postawił w walkach w Mantikorze, gdy czas jakiś temu byli tu przejazdem z Finarrinem. Ponoć wygrał dzięki niemu trochę sztuk złota, więc odpala {wyspiarzowi}Skovik parę groszy na piwo.
- Idziemy do ratusza wypytać o potwora. Okazuje się, że nagroda podskoczyła do 750GP. Udaje nam się rzutem na taśmę spotkać z burmistrzem.
- U burmistrza
- Burmistrz, starszy, acz wciąż dobrze trzymający się jegomość, zdaje się być spokrewniony z Wielkim Łowczym z Wyzimy. W jego gabinecie wisi portret przedstawiający jego za młodszych lat z wyrostkiem podobnym do Feliksa usadzonym na kolanach.
- Dowiadujemy się, że na bestię szło już kilka grup śmiałków, w tym Łowcy Czarownic i jakiś kapłan. Nikt jednak żyw nie powrócił.
- Więcej informacji mamy szukać w Rdestowej Łące, u tamtejszego sołtysa.
- Burmistrz poznaje, że Skovik podczas ostatniej wizyty posprzątał agentów Dijkstry i karze swoim podwładnym mieć nas na oku.
- Do Gors Velen, etap II: Rdestowa Łąka
- Wbrew protestom Kajetana, kupujemy osły i jedziemy do Rdestowej.
- W drodze mija nas Remi, więc dołączamy się i dalej podróżujemy już wspólnie.
- Remi jedzie do Biberveldtów. Wskazuje nam drogę do folwarku sołtysa.
- Po drodze mija nas także znajomy wóz księgowego z Mariboru z obstawą. Wóz jedzie dość szybko, miga nam coś dziwnego wymalowanego na tyle wozu.
- Docieramy na miejsce wieczorem. Co rzuca nam się od razu w oczy to to, że przeważają tutaj nieludzie: niziołki i półkrwi elfy.
- Odwiedzamy sołtysa Wilhelma Hoffmeiera, który okazuje się być lekko podstarzałym niziołkiem. Patrzą nam na ręce, a napitkiem częstują z drewnianych pucharków, jakby nie do końca ufali, że niczego nie zwędzimy.
- Sołtys wydaje się być całkiem sympatycznym jegomościem. Oferuje przedstawić nam świadka, który może trochę więcej opowiedzieć o potworze, choć zdaje się, że ten nie przeżył z nim bezpośredniego spotkania.
- Wypytujemy o nocleg i takowy zostaje nam zaoferowany - w jednym z gospodarstw. Nie chcąc nadwyrężać gościnności i z racji na późną godzinę, szybko ulatniamy się na spoczynek, by rano rozpocząć dochodzenie.